wtorek, 21 maja 2013

Listy & maile.

Każdy ma czasem takie leniwe, wolne popołudnie, kiedy wie, że na karku spoczywają różne nudne obowiązki przypieczętowane słowem "codzienność". A nawet jeśli nie ma - to spójrzmy prawdzie w oczy - robi je sobie. Myśli, że to, co miał zrobić dzisiaj, zrobi jutro, albo jeszcze później. To nic, że czas goni, że nie wiadomo czy dam radę się z tym uporać. To wszystko zostaje za ciemną kurtyną nocy otoczone magicznym "dzisiaj mnie to nie obchodzi". I właśnie wtedy zaczyna się snucie. Snucie po domu, szukanie sobie zajęcia, czy nawet ba - pojęcie nudy.

Też mi się to czasem zdarza.
Wtedy zaczynam sprzątać. Ale nie sprzątać odkurzaczem, sprzątać kurzów czy podłogi. Wtedy otwieram szufladę lub pudełko z rzeczami, z którymi nigdy nie wiedziałam co zrobić, bo albo otaczałam je odrobiną sentymentalizmu, albo wychodziłam z założenia, że może kiedyś pewnego dnia mi się do czegoś przydadzą. Akurat.
I to właśnie tam mam jeszcze mniejsze pudełko, idealnie wpasowane na niewielkie prostokąty zwane dzisiaj kopertami. Mam do nich naprawdę wielki sentyment.

Bo prawda jest taka, że jestem już za młoda na ich posiadanie. Ot, co - za młoda. Kiedy komuś mówię, że uwielbiam pisać listy to patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem - po co pisać listy, skoro można napisać do siebie maila, albo po prostu zadzwonić. No, oczywiście, że można - i myślę, że jedno nie wyklucza drugiego. Miałam to szczęście, że kiedyś pisałam listy z moim przyjacielem, mimo tego, że na co dzień rozmawialiśmy ze sobą. W listach tworzyła się zaczarowana dyskusja, często opowiadaliśmy sobie w ten sposób różnego rodzaju przeżycia, trochę cięższe od tych codziennych, które mocno wbiły się w naszą pamięć. Podczas zwykłej codziennej rozmowy żadne z nas nie nawiązywało do tych listów. A byly w nich wszystkie emocje. Absolutnie.
I co mi zostało z tamtych rozmów? Oczywiście, niesamowita więź. Ale czy je pamiętam? Czy potrafię odtworzyć? Czy może otwieram nieistniejące archiwum sprzed sześciu lat i potrafię uzyskać w ten sposób wspomnienie tego jak czułam się tamtego dnia, kiedy z drżącą ręką stawiałam litera po literce? No właśnie.. nie.

I pogodziłam się z tym, że nie piszę się listów. Po prostu - ludzie przeszli na maile. I to też nie jest takie złe. Na początku bardzo się broniłam, ale któregoś dnia zaczęłam korespondować z drugą osobą tylko i wyłącznie przez maile. I poczułam to - poczułam dreszczyk otwieranej skrzynki, uczucie radości z nieotworzonej wiadomości oraz rozczarowanie z jej braku. Też może brzmieć absurdalnie. Ale w te leniwe dni, leniwe popołudnia i wieczory przeglądam sobie czasem te słowa napisane rok czy dwa lata temu i przypominam jak moje oczy się zaszlkiły podczas opisywania niektórych wspomnień.

Czy to źle? Że chciałabym posiadać zapis wspomnień lepszych i gorszych dni z drugim człowiekiem? Czy to świadczy o moim zapominalstwie czy może o tym, że jestem sentymentalna?

Będę to proponować. Bez względu ile głupich spojrzeń napotkam w swoim życiu od ludzi, z którymi tworzę jakieś relacje, każdego z nich zapytam: Hej, a może zaczniemy pisać do siebie listy? I będę to robić. Bo czasem ludzie zapominają nawet jak wygląda ich charakter pisma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz