czwartek, 16 maja 2013

Kilka słów o filologii.

Jak zaczynałam drugi kierunek studiów - a robiłam to stosunkowo niedawno - unikałam rozmawiania na ten temat. Z kilku dość prostych powodów, które kilka dni temu podczas rozmowy ułożyłam sobie w głowie. 


  • Po pierwsze - jest to dość nietypowe połączenie - umówmy się, kto studiuje na trzecim roku typowo techniczny kierunek łączący ze sobą chyba wszystkie pośrednio-techniczne kierunki i zaczyna drugi ściśle określony jako "humanistyczny", gdzie zarówno o jednym jak i o drugim potrafi wypowiadać się z wielkim sercem, ale zakrawa to na zupełnie dwie różne bajki, dwa różne worki z różnymi, chociaż równie pozytywnymi emocjami.
  • Po drugie - ludzie mnie przerażali: 
    Wyobraźmy sobie klasę z liceum, najlepiej o profilu matematycznym, informatycznym lub biologiczno-chemicznym, czyli taką, która lektury na języku polskim uważa za swego rodzaju sól w oku. Jeżeli jakakolwiek osoba przebrnie przez cały kanon lektur szkolnych to kilka lat później umie określać je jedynie barwnym słowem "głupie" - po części wydaje mi się, że jest to spowodowane sposobem prowadzenia rozmowy o tych lekturach, a po części w jakimś stopniu niezrozumieniem. Na przykład, mam taki przedmiot jak literatura staropolska i oświecenia - cholernie trudny jak dla mnie bo język polski kiedyś był zupełnie inny i fakt, że muszę z niego wyciągnąć tyle co z książki dydaktycznej napisanej po dwutysięcznym roku jest nie lada zadaniem. No ale okej, niech będzie - czy to jest dla mnie głupie? Nie. To jest dla mnie trudne i naprawdę podziwiam tych, którzy się pasjonują tego typu działką polonistyczną. Wydaje mi się, że potrzeba na to sporo samozaparcia. Idąc dalej - jak kogoś już przypadkowo zapytam co sądzi o literaturze staropolskiej (przerażające pytania zadaje, wiem - zdarza mi się.) to z reguły spogląda na mnie jedynie nierozumiejącym wzrokiem i mówi: głupie. 
    Mam ochotę zapytać - hej, głupie bo nie rozumiesz czy masz jakiś konkretniejszy argument? 
    Do tego właśnie zmierzam. Ludzie na politechnice, właściwie to mogę bezczelnie powiedzieć: faceci na moim kierunku, którzy przez ostatnie dwa i pół roku harowali jak (uwaga to będzie rasistwowskie) murzyn na polu bawełny utarli sobie przekonanie, że na innych kierunkach jest łatwo, jest lepiej, jest życie towarzyskie. No, oczywiście - ale to nie znaczy, że nawet na kierunku najłatwiejszym z łatwiejszych nie ma nic do roboty. Szczególnie, gdy to jest twoja pasja. I jak już kiedyś zdarzyło mi się powiedzieć na terenie mojej macierzystej uczelni "w tym roku zaczęłam filologię polską" to spotykałam się z pełnym pogardy spojrzeniem, po którym słyszałam pytanie: d l a c z e g o? Tak jakby była to największa zdrada stanu. Tylko, że po pytaniu zadanym w taki sposób nie chciało mi się nawet zbierać myśli na to, żeby dać jakąkolwiek sensowną odpowiedź. 

  • Po trzecie - prawdziwe wytłumaczenie wymaga spojrzenia na mnie trochę w inny sposób - trzeba by przełamać mój wizerunek, jaki ludzie wokół wytworzyli w swojej głowie na mój temat. A mi ten wizerunek zwyczajnie odpowiada. Jest bezpieczny. Mogę żyć tak jak chce nie dopuszczając nikogo do swojego życia. I tym sposobem zaczęłam wymyślać odpowiedzi. Na pytanie "dlaczego?" zdarzało mi się odpowiadać.. 
  1. "Z nudów. Wiesz, lubię sobie odpocząć, a to taka forma zapewnienia rozrywki. To miłe jak na studiach traktują cię jak człowieka a nie jak mięso armatnie, wiesz?" - śmiech jako odpowiedź. Super, wystarczyło.
  2. "brakowało mi koleżanek" - to prawda, po części, ale nigdy nie poszłabym na drugi kierunek studiów po znajomości. Fakt, bycie w samym męskim towarzystwie trochę skrzywia spojrzenie i z miłą chęcią idę na zajęcia po to, aby posiedzieć w tak zwanym babińcu, ale serio.. czy taka odpowiedź jest wystarczająca? 
  3. "Lubię czytać". To jest fenomen Jak taka odpowiedź może wystarczyć? Czy każdy, kto lubi czytać zaraz musi zaczynać jakiś kierunek studiów z tym związany? Tak płytka odpowiedź a zadowoliła takie gro ludzi. 
Szczerze? W każdej z tych odpowiedzi jest trochę prawdy. Ale taka prawda najprawdziwsza jest trochę inna. I jak myślę o niej w zadumie to serce przepełnia mnie miłość do życia. Naprawdę. 
Chociaż ostatnio zdałam sobie sprawę, że jest jeszcze jedna rzecz. 

Ten kierunek studiów otworzył moje serce i umysł na różnorodność. Wiecie - lubię bardzo zajęcia na politechnice. Mają w sobie coś z tajemnicy, coś z problemu - idę na nie, dostaje coś w rękę i moim zadaniem jest znaleźć rozwiązanie, próbować tak długo aż mi się uda. Uwielbiam uczucie, które towarzyszy mi spełnieniu swojego zadania na tych zajęciach. Coś pięknego - wiele małych sukcesów towarzyszących każdego dnia. Ale zauważyłam jak łatwo stać się samotnym w takim towarzystwie. Ludzie nie rozmawiają. Ludzie traktują drugiego człowieka jak narzędzie do rozwiązywania problemów (serio!). 
A filologia? To nie jest praktyczne. To nie zapewnia zatrudnienia czy nawet szczególnie potrzebnych umiejętności do tego zatrudnienia. Ale to, co jest pięknego w tym kierunku to ośmiogodzinne, wartościowe dyskusje z ludźmi, którzy mają większe doświadczenie życiowe niż ja. 

Szkoda, że tego nikt nie umieszcza na ulotkach reklamujących kierunki studiów. Z pewnością nie czekałabym aż dwa lata, żeby go rozpocząć. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz