poniedziałek, 9 września 2013

Pure happiness.

Szaleństwo!

Czysty stan, który pozornie trzęsie umysłem, sercem i w końcu - całym ciałem w wielkich,  spazmach śmiechu. Prowadzi do nieregularnego tańca w środku późno-letniego deszczu ze złożonym parasolem, który nagle staję się bronią zwalczającą tysiące przeciwników stojących na drodze. To one potrafią przenikać między kropelkami po to, żeby wreszcie trafiać tuż pod stopy pozornej ofiary, która zaczyna tańczyć, tańczyć coraz żywiej, z coraz większym uporem przemierzając nieszczęśliwe, szare uliczki - śmiać się jeszcze głośniej tak, jakby było to niekontrolowane naśmiewanie się z tych wszystkich zjaw i lęków, odwiedzających wieczorem mieszkania w szarych i smutnych kamienicach.

Szaleństwo - stan pełnego zmącenia umysłu; przeżywaniem różnych sytuacji w różnym miejscu i czasie.. w jednym momencie! Stan oderwania umysłu, euforii, siły ubierającej każde słowo w niesamowitą wiarę, inspirację, działanie. Ten moment, w którym docenia się możliwość swobodnego oddychania - nawet tego przesyconego spalinami zatłoczonego miasta, gdzie raz za razem można usłyszeć dźwięk zirytowanych klaksonów rodzących się pod naciskiem gruboskórnych rąk rozżalonych kierowców.

Szaleństwo - docenienie każdej jednej chwili, zachwyt nad możliwością posłania szczerego uśmiechu do zupełnie obcej osoby - duchowa pomoc i zarażanie innych. Codzienna afirmacja przed lustrem i przekraczanie granic wyznaczanych samemu sobie. Pełne działanie w każdej chwili.

Brak wymówek. Nie "muszę" a "chcę", a właściwie.. "mogę"!

Tak się czułam, gdy pierwszy raz oglądałam piękne, czyste niebo nocą w środku przysłowiowego "nigdzie" - gdzie nie było żadnego sztucznego światła w promieniu.. wystarczającej odległości, aby widok ten mógł bezgranicznie skraść moje serce.

Niesamowite. A mogłabym powiedzieć tylko "aaaaaahhhhh!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz