środa, 31 lipca 2013

Na granicy.

Czasem stoję na tej magicznej granicy pomiędzy światłem a cieniem. 
Szczególnie w nocy, kiedy wszyscy pozostali domownicy już dawno oddychają regularnie - tempem zarezerwowanym dla umysłu, który nie tapla się w rzeczywistości, tylko odpływa gdzieś daleko za horyzont problemów i tego, z czym musi stawać do walki każdego dnia. 
Stoję na palcach opierając lewą dłoń o ścianę wyłożoną korkiem z lekko zgarbionymi plecami, które chronią klatkę piersiową, gdzie znajduje się najbardziej altruistyczny narząd jaki posiadam - serce. Poskręcane blond włosy opadają mi na ramiona ukazując roztargnienie, z którym szłam spać kilka godzin wcześniej - to samo roztargnienie, które ucieka w momencie, gdy opieram swoje delikatne palce na wyłączniku światła i zastanawiam się czy już jestem gotowa do kilku sekund spaceru w ciemności. 
Czasem lubię myśleć, że to, co jest za moimi plecami, to, co kryje się w ciemnościach może być swego rodzaju demonami z przeszłości, które widzę kątem oka. Trochę się boje, a może trochę nie chcę patrzeć wprost  - obracać się i dokonywać pewnej konfrontacji z tym, co kiedyś myślałam, zrobiłam, uskuteczniłam. Dlatego stoję i próbuję się uspokoić. 
Nie myśl o tym - mówię sobie. 
Nie sąduj. 
Nie rozkładaj na czynniki pierwsze. 
Wyłącz światło i idź do przodu. 
Pewnie. 
Nawet jeżeli na początku tak się nie czujesz. 

Ale nie zapominaj o lekko zgarbionych plecach chroniących jedyną bezinteresowną część siebie jaką masz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz