środa, 4 czerwca 2014

Tęskniłam.



Ze wszystkich ludzi, których miałam okazję poznać w swoim życiu najbardziej ostatnio tęskniłam za Tobą. Tęskniłam za delikatnym ruchem dłoni, która sunie po zakurzonych klawiszach w momencie, kiedy zaczynasz budować nową historię. Tęskniłam za beztroską i determinacją, którą budziłaś trzy minuty przed pobudką swojego umysłu po to, aby zachować jasność umysłu w tym niestworzonym świecie i pobudzić nową magię do życia. Tęskniłam za porankami, które zaczynałaś po zamknięciu pliku z rozszerzeniem .doc i przekonywałaś siebie przed lustrem, że kawa wypita o dziesiątej jest tą pierwszą. Kocham Twoją kobiecość i nutę melancholii kryjącej się za błękitem spojrzenia przez okno - wiem, że widzisz o wiele więcej niż dom sąsiada ze swojego pokoju - swojej małej, pełnej przybłęd pracowni, o którą walczyłaś kilka dobrych miesięcy. Podobno wymarzyłaś sobie depresyjne miejsce by czuć się w nim jak w swojej jaskini i suszyć co po niektóre kwiaty, tak jakbyś chciała w ten sposób zatrzymać dzień i uczucie, jakie się w tym dniu zrodziło. Uwielbiam Twoje wyczucie stylu i to jak w zależności od intensywności promieni słonecznych wybierasz barwy, którymi się otulasz. Podobało mi się roztargnienie z jakim dobierałaś kolory paznokci i niezliczone bransoletki, które kolekcjonowałaś razem z perlistym śmiechem pozornej nieporadności.

Najbardziej jednak tęsknię za Twoim przeświadczeniem, że potrafisz - to jedynie kwestia czasu, a wszystko samo przyjdzie.

To był okropny rok. Coś w rodzaju równi pochyłej o kącie na granicy ostrości i prostoty - coraz szybciej gnająca lawina zabierająca ze sobą wszystko po drodze. W którymś momencie słyszałam bardzo wyraźnie ten głos podpowiadający mi czego tak naprawdę chcę, ale nie potrafiłam go utrzymać. Jak kretyn pozbawiony ostatnich resztek pewności siebie i wiary pytałam wokół co powinnam zrobić - czy słuchać serca, czy może umysłu - i w odpowiedzi wepchnęłam kartkę symbolizującą pragnienie za zakurzony obrazek wiszący nad biurkiem oraz przymknęłam powieki na świat. Ktoś podsunął mi pod nos talerz wypełniony górą zgniłego jedzenia, wepchnął do ręki łyżkę i kazał wachlować, żeby czasem żaden lekarz nie zauważył jak bardzo niestrawne i szkodzące na żołądek jest to danie. Zaczęłam zapominać. Przestałam machać rękoma przed sobą tak, jakbym zapomniała jakie ruchy wykonywać, żeby przywołać tą magię zrodzoną z najciemniejszych, ale zarazem najbardziej kolorowych stref umysłu.

Czemu zawsze przychodzi ten moment, w którym odpuszczam i napełniam swoje serce niezliczoną ilością zwątpienia? Mam tak wiele, wiele wątpliwości odnośnie życia i siebie samej, punktu w którym jestem, marzeń, które kreuję, zjawisk, których pragnę, a Ciebie nie ma, chociaż zwijam swoje zziębnięte dłonie w rulonik i nawołuje tak długo, że nie pamiętam jak to jest nie posiadać zdartego gardła.

Ze wszystkich ludzi, których miałam okazję w życiu poznać ostatnio najbardziej tęsknię za Sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz